Wiecie, że gdyby nie moja rodzina, to prawdopodobnie nie powstałby żaden z moich ebooków? Nie miałabym po prostu o czym pisać! Dziś chcę Wam pokazać, jak czerpię siłę, motywację i inspirację od najbliższych, tak abyście mogły zrobić dokładnie to samo.
Wiedza i kreatywność to podstawa sukcesu
Nie jestem dziedziczką słodkiej fortuny, a do wszystkiego w życiu doszłam dzięki swojej pracy. Tak, jestem kobietą niezwykle samodzielną, jednak to nie zmienia faktu, że nigdy nie byłam samotna. I choć nie zawsze od razu wiedziałam, że dostaję cenny skarb na tacy, na szczęście z czasem go doceniłam. Tak było w przypadku mądrości mojej babci…
Sekretna wiedza babci
Technologiczne podstawy, dzięki którym to, co piekę po prostu rośnie, dała mi babcia.
Jako 9-letnia dziewczynka wiedziałam już dlaczego biszkopt należy mieszać bardzo delikatnie i dlaczego białka z dodatkiem żółtek się ubiją, ale nie będą tak bardzo stabilne jak czyste białka, po co dodajemy sól do ciasta i jaka jest różnica między sodą oczyszczoną, a proszkiem do pieczenia..
Wtedy te historie opowiadane podczas niedzielnych wypieków sprawiały, że przewracałam oczami i czekałam tylko kiedy będę mogła wyjść na podwórko z koleżankami, żeby połazić po drzewach albo pograć w gumę (czy ktoś jeszcze pamięta jak się grało w gumę…)
Teraz wiem jaką wartość przekazała mi Babcia i mimo, że przez bardzo długi czas z niej nie korzystałam, to przyszedł taki moment w moim życiu, że poczułam wdzięczność za te cotygodniowe wykłady z wypieków. Kiedy weszłam do kuchni, żeby upiec babeczki dla swojego syna wiedziałam dokładnie co z czym mam połączyć, jak ciasto powinno się zachować i jak sprawdzić czy jest upieczone.
Sama dodałam do tego swoją kreatywność, zamiłowanie do łączenia smaków i po prostu dobrych słodkości. Dobrze jednak wiecie, że sama umiejętność pieczenia naprawdę dobrych ciast to za mało, żeby prowadzić rentowny biznes.
Wędka od rodziców
Przeważnie młode biznesy zabija finansowa nonszalancja i brak uporządkowania. Ja miałam to szczęście (choć wtedy pewnie tego bym tak nie nazwała), że wychowałam się w domu gdzie liczono się z każdą wydaną złotówką. Moi rodzice pracowali w budżetówce.
Tata był nauczycielem, a mama pracowała w ZUSie. Nie zarabiali kosmicznych pieniędzy więc zakupy zawsze były przemyślane, zaplanowane i nie było spontanicznych wyjść do kina, wakacji w Portugalii i super ciuchów. Żyliśmy skromnie.
Rodzice nauczyli mnie szacunku do pieniędzy, oszczędzania i ciężkiej pracy. Na pierwsze wymarzone spodnie rurki musiałam zarobić sama udzielając korepetycji z polskiego. Zanim odłożyłam wystarczającą kwotę, spodnie nie były już modne ale i tak cieszyłam się jak dzieciak, że je mam i nosiłam je z wielką dumą.
Wtedy miałam rodzicom za złe, że nie mogę mieć wszystkiego, tak jak moje koleżanki. Oczywiście było to stwierdzenie mocno niesprawiedliwe, bo nie wszystkie koleżanki miały wszystko. Zdecydowana większość miała tak jak ja, ale z mojej perspektywy tak to właśnie wyglądało…
Teraz wiem, że wyszło mi to na dobre i jestem im wdzięczna, że nie dawali mi ryby, tylko wędkę 🙂
Wspierający mąż
Choć rodzice i babcia wywarli ogromny wpływ na to, jak potoczyło się moje biznesowe życie, w najtrudniejszych chwilach wsparciem jest zawsze mąż. Po otwarciu pracowni (która była super instagramowym wnętrzem, ale o tym opowiem Ci później) byłam spłukana praktycznie do zera. W remont lokalu i niezbędne urządzenia zainwestowałam wszystkie oszczędności jakie mieliśmy z mężem.
Jak słusznie się domyślasz klienci nie ustawiali się sami w kolejce bo… była ich garstka, a ja chciałam podbić lokalny rynek z jednym tylko produktem – muffinami. Nie babeczkami z fantazyjnie ułożonym kremem, nie z cupcake’s ze świetnymi ozdobami personalizowanymi z masy cukrowej – nieeeee. Ja się wepchałam na rynek z paskudnie wyglądającymi muffinami, które na zdjęciach wyglądały jak.. kupa w papilotce.
Owszem, miały nieziemski smak i wszystkie osoby, które miały okazję spróbować, wracały po więcej, ale zdecydowanie wygląd nie zachęcał do kupna.
Ci klienci, którzy do mnie trafiali, pytali o babeczki z różowym kremem, o spersonalizowane ozdoby na urodziny, na wieczór panieński i na ślub.. Czułam się okropnie.
Zupełnie inaczej sobie wyobrażałam swój start w biznesie. Walczyłam jak lwica o każdego klienta, a ten zamiast cieszyć się, że w końcu mnie znalazł, zadawał pytania o produkty, których nie miałam! W tych wszystkich trudnych chwilach mąż był nieocenionym wsparciem.
Dzieci, dla których zaczęłam po prostu piec
Pierwsze babeczki upiekłam dla syna i to od nich zaczęła się moja cukiernicza podróż, dzięki której mogę dziś dzielić się wiedzą i przemyśleniami z Wami, bo też jesteście, może trochę dalszą, ale jednak słodką rodziną.
Chciałabyście spróbować moich przepisów już nie tylko na muffiny. Nic proszego. Zapraszam Was na małe i większe słodkości w moim przepisowym Candybooku.
0 komentarzy